poniedziałek, 6 lutego 2017

Coś się kończy, coś się zaczyna. Pożegnanie z New Life Easier!!!

Przychodzi czasem taki moment, w którym musimy podjąć decyzje. Albo w prawo, albo w lewo. A raczej, albo do przodu, albo do tyłu. Ta decyzja chodziła za mną już długo, kilka miesięcy temu miałam to zrobić, lecz zabrakło chęci, czasu, ogarnięcia się. Był to czas końcówki ciąży, narodzin córki, czyli czas emocji, zmartwień "jak sobie poradzę?". Lecz teraz, kiedy powoli wychodzę na prostą, nadszedł ten moment aby zrobić to, co od dłuższego czasu za mną chodziło.

Znika blog New Life Easier na Bloggerze i przechodzę na własną domenę. W końcu zamieniłam blogera na wp! Będąc już na "swoim" dalej będę kontynuować przygodę perentingową razem z Moim Zuziakiem. Jednak oprócz tego zamierzam dzielić się swoją ostatnią pasją, a dokładnie inspiracjami dekoracji wnętrz. Wszystko to zaczęło mnie interesować od czasu, kiedy pojawiła się myśl własnego "M". Oprócz wnętrz, mój top temat to kredyt, który będziemy musieli zaciągnąć aby to wszystko urządzać. Jakie mieszkanie i gdzie? Jaki kredyt? na co uważać? To wszystko już niedługo.

Pojawiam się i znikam. Teraz znajdziecie mnie tutaj:

Do widzenia i do zobaczenia!

sobota, 4 lutego 2017

Zuziak testuje - mata "Kolorowy ocean"


Gdyby ktoś wcześniej mi powiedział, że istnieje mata, która zajmie dziecko dłużej niż pięć minut, to bym powiedziała że zwariował. Bo przecież się mówi, że dziecko pobawi się na macie pięć minut i koniec! a to z tym końcem nie zupełnie tak jest. Zuziak, niesforne dziecko, które chce być ciągle blisko mamy, miało przed sobą próbę (a raczej jej mama), czy wytrzyma bez mamusi przez kilka minut. Na warsztat wzięłyśmy do testowania matę Kolorowy ocean.
Mata pierwsze wrażenie zrobiła ogromne, bo ona sama w sobie jest ogromna (mata ma wymiary 90 x 120 cm, kojec 51 x 73 cm). I właśnie tą wielofunkcyjną matę mogę śmiało polecić innym mamom. Dlaczego? Mata okazała się świetną zabawą dla Zuziaka. Kolorowy ocean rzeczywiście jest kolory, a wodni towarzysze w postaci rybki, kraba oraz ośmiorniczki sprawiają, że Zuziak wręcz odpłynęła do innego świata. 



Matę "Kolorowy ocean" wykorzystaliśmy we wszystkich możliwościach, jako matę, kojec oraz osłonkę do łóżeczka. W niedalekiej przyszłości, kiedy Zuziak zacznie bardziej się ruszać, posłuży nam zapewne jako koc po odłączeniu pałąków. To co mnie w niej zaskoczyło to grubość i miękkość materiału. Wcześniej widziałam maty trochę inne, były one cienkie i sztywne. Ta mata jest tego odwrotnością. Dziecko może spokojnie się na niej odwracać czy turlać, jej grubość amortyzuje wszelkie urazy. Śmiało także możemy kłaść ją na płytkach, dziecko nie poczuje chłodu. Gdy zechcemy pobawić się z wodnymi towarzyszami w innym miejscu, wystarczy je tylko odpiąć.



Największy zachwyt wzbudziły intensywne kolory maty. Są rewelacyjne! Ważne dla mnie było to, aby kolory nie były zbyt pstrokate, jednak wszystkie kolory są estetycznie dobrane, dzięki czemu zachęca dziecko do zabawy. Mata wyposażona jest także w grzechotki, piszczałki, pozytywkę, szeleszczące elementy, lusterko oraz kółeczka do ciągnięcia. Wszystkie te elementy zachęcają dziecko do aktywności i zabawy.

Mój Zuziek spędził na macie ponad pół godziny. Byłam tym zaskoczona, ponieważ ona nie wytrzymuje beze mnie więcej niż te pięć minut. Matę testowaliśmy tydzień, zanim powstała ta recenzja, ponieważ chciałam sprawdzić jak szybko moja córka znudzi się zabawą z morskimi towarzyszami. Jednak ten moment nie nastąpił. Minął tydzień, a ja Zuziaka mogę śmiało odłożyć na matę i mieć pewność, że nic się jej nie stanie, w między czasie zajmując się innymi czynnościami, w tle słysząc śmiech Zuziaka.

Koszt maty to ok. 200 zł. Warto, polecam! 










piątek, 27 stycznia 2017

Dla Mojego Męża!


Dziś przyszedł taki moment, że w końcu w spokoju mogłam się wyspać. Ale to nie dlatego, że moja córka daje mi tyle spać. O nie, nie, nie. Żeby mama mogła się wyspać, musi być ... chora. Ja też byłam tym zaskoczona. Mama chora, to tata musiał zostać w domu. Więc mama siedzi i myśli.

Myśli i się śmieje, śmieje ze szczęścia, bo w życiu nie sądziłam, że będę w tym miejscu gdzie jestem i będę mieć to co mam. Pisząc ten post siedzę na łóżku i patrzę na niego. Skupiony przed komputerem pracuje. Pracuje tyle, że aż czasem mam mu ochotę powiedzieć DOŚĆ, JUŻ STARCZY! Jednak wiem, że mnie nie posłucha. Prawdziwy żywiciel rodziny ma cel, a jest nim zapewnienie nam szczęścia, mi i Zuziakowi. 


Czasem wracam pamięcią do tego co było w przeszłości. Wzloty i upadki, jakie każdy miał w życiu. Czy to miało jakiś sens? swoje przeznaczenie? Oczywiście, ponieważ w końcu spotkałam jego.


Nie będę tutaj pisać, że doświadczenie małżeńskie posiadam - bo nie posiadam. Żoną jestem dopiero rok, a swojego męża znam także krótko - tylko cztery lata.
Mało? oczywiście!
Jednak ja podchodzę do tego trochę z innej strony.
Ale na samym początku muszę napisać, że ...
Mam za sobą związek 8 letni, potem pojawił się związek 2 letni. W między czasie jeszcze ktoś tam się przewijał, jednak w tym przypadku większych doświadczeń życiowych nie wyniosłam. 


Kiedyś moja koleżanka skomentowała moją sytuację w taki sposób:
Co ty wiesz o facetach 
mając ich tak mało?

Cóż - odpowiedzieć mogę tylko jedno: nie liczy się ilość, a jakość. Moim skromnym zdaniem, faceta poznamy wtedy, kiedy staż z nim osiągnie minimum rok, czyli wtedy, kiedy okres pięknych randek mija i pojawia się ta codzienność, kiedy staranie się o kobietę nieznacznie maleje. Dlatego sądzę, że coś tam o facetach wiem :)

"Skąd wiem, że to TEN?"
Odpowiadam szybko:
Ja po prostu wiem, że to TEN
To wie każda kobieta
To się czuje

W moim życiu planowałam dwa wesela. Jedno na szczęście nie doszło do skutku, drugie było moim najważniejszym wydarzeniem w życiu. Przypomina mi się tutaj film "Uciekająca Panna Młoda" - ja właśnie jestem taką Julią. Co prawda mój ślub nie skończył się na polanie, jak tytułowych bohaterów, a w skromnym rodzimym kościele, jednak nie liczy się miejsce, a właściwy Pan młody.

W tym miejscu nie napiszę żadnego małżeńskiego poradnika, sama takich nie czytam, ponieważ naszym najlepszym poradnikiem małżeńskim jest nasze własnie życie. Jednak podzielę się moim własnym, krótkim doświadczeniem, dzięki któremu czuje się dziś tak, jak przed ołtarzem (do którego udało mi się dotrzeć).



Mój mąż jest moim przyjacielem


Jak dla mnie to jest podstawa każdego związku. Pewnie ktoś się może zastanowić czemu nie "miłość" czy "zakochanie". Ktoś kiedyś mi powiedział, że zakochanie z czasem mija, miłość pozostanie, lecz miłość bez przyjaźni nie jest możliwa. Jakże prawdziwe jest to stwierdzenie! Nie wyobrażam sobie, abym wyszła za mąż za mężczyznę, który nie jest moim przyjacielem. Zakochanie w swoim życiu przechodziłam, lecz dopiero Mój mąż okazał się moją miłością, która zaczęła się od prawdziwej przyjaźni.

Wczoraj odwiedziła mnie koleżanka, z którą nie widziałam się ze dwa lata. Przyjechała do Warszawy i znalazła chwilkę czasu aby mnie odwiedzić. Jej życie się zmieniło. Zmieniła pracę, miejsce zamieszkania, a także zmieniła partnera, a raczej się go pozbyła. Powiedziała mi wtedy coś co ja osobiście wiedziałam już wcześniej. Otóż stwierdziła, że ona ze swoim partnerem nie rozmawiała. Mi wystarczyło jedno wcześniejsze spotkanie z nią i jej ówczesnym partnerem aby wiedzieć, że to nie jest to.
Jak było u niej? Otóż po pracy wracała i chciała porozmawiać ze swoim partnerem o tym co się wydarzyło w ciągu całego dnia. Jednak jej partnera nie obchodziły "plotki". On wolał wrócić do domu i usiąść przed telewizorem, odpoczywał. A co z moją koleżanką? Żyła swoim zupełnie innym życiem, żywszym życiem, lecz jej żywsze życie z czasem jakby gasło. Na szczęście w porę się opamiętała. Teraz na spotkaniu tylko się z tego śmiała, że miała klapki na oczach na to co ją otacza, że nie widziała jak to naprawdę jest. Doskonale ją rozumiałam, bo sama kiedyś te klapki na oczach miałam i wiem, że ciężko jest przetłumaczyć kobiecie, że to jaki ma teraz związek, to nie jest ten związek. Jeśli rozejrzymy się wokół to zauważymy, że nie jeden jeszcze taki związek znajdziemy, lecz nie należy się do takiego związku wtrącać, nawet jeśli chcemy dla kogoś dobrze. Takie własne "trzy grosze" zazwyczaj źle się kończy. Lepiej jest zostawić czyjeś życie w spokoju, aby sam zobaczył swoje, już wcześniej wspomniane, klapki na oczach.


Mój mąż ma dodatkowo tą cechę, której nie spotkałam w innych, wcześniejszych związkach. Coś takiego małego, lecz bardzo istotnego. Przytulanie, czyli czas, kiedy czuje się najbezpieczniejsza, kiedy wtulę się w męskie ramiona i poczuje ciepło, które zawsze mnie rozgrzewa. Bo która z nas kobiet nie lubi tego uczucia? wtedy mamy odczucie jakbyśmy odcięły się od świata, chroniły, gdzie nic nas nie dosięgnie, a problemy same się rozwiązują.

Ten post napisałam z myślą o moim mężu, który poświęca naprawdę dużo dla swojej rodziny. Oczywiście nie zawsze jest idealnie, czasem są sprzeczki, czasem małe dąsy. Jednak który związek tego nie ma? Ja wiem i ty to wiesz, że takie momenty jeszcze bardziej umacniają związek. Najważniejsze aby ze sobą rozmawiać.






sobota, 21 stycznia 2017

Od Mamy do Babci. Nasz prosty prezent :)


Przychodzi taki moment ...
kiedy wkraczamy w dorosłość, zaczynamy studia, wyprowadzamy się z domu do akademika i rozpoczynamy swoje nowe życie. Potem kończymy studia, szukamy nowej pracy, w międzyczasie zdobywamy prawo jazdy i stajemy się dorosłymi kierowcami. Do tej pory nasze życie było jednym wielkim egzaminem. Egzamin na sesji, egzamin na prawie jazdy, egzamin jako nasza pierwsza rozmowa o pracę. Gdy myślimy, że egzaminy mamy już za sobą, nadchodzi ten główny egzamin. Egzamin życia. Bierzemy ślub, rodzimy dzieci, zakładamy rodzinę.

Przychodzi taki moment ...
że ktoś stoi obok nas i widzi nasze egzaminy. Zawsze doradzi, jak trzeba to zgani, ale zawsze jest przy nas. Tą osobą jest nasza mama.

Mama, która zawsze martwi się o swoje dziecko. Kiedy jest chore i z gorączką leży w łóżku. Kiedy przynosi ze szkoły jedynkę, lub skręconą kostkę. Jednak jest też dumna, kiedy zamiast jedynki przynosi piątkę. Kiedy przynosi puchar z zawodów, lub statuetkę dla najlepszego sportowca ze szkoły.

A potem pojawia się dziecko i mama staje się babcią. Przychodzi taki moment, że babcia znów martwi się o swoje wnuczki, kiedy mają egzaminy, a także jest dumna kiedy przynoszą statuetki.

I za to nasze babcie kochamy. Za to, że były naszymi mamami, a teraz są babciami.

Dziś jest 21 stycznia, dzień babci. Pierwszy dzień babci u mnie, a raczej u mojej córki. Co prawda ma dopiero 2 miesiące, jednak nie przeszkodziło to nam w przygotowaniu małego prezentu. Z tej okazji chciałyśmy przygotować kalendarz ze zdjęciami babci i wnuczków. Niestety zdjęcia z powodu niesprzyjających warunków nie dotarły na czas, więc kalendarz musiał być kupny, co nie zmienia faktu, że uroczy. A pomysł na kalendarz znalazłyśmy TUTAJ.

Idealny prezent, w którym powiedziałyśmy babci "dziękuje".



czwartek, 19 stycznia 2017

Dlaczego nie uczestniczę w "wyścigu szczurów"?


Ostatnio w sferze blogowej pojawia się pojęcie "wyścig szczurów". I tutaj muszę napisać jedno: ciesze się, że ktoś w końcu powiedział o tym głośno! Czekałam na ten moment już dawno, od kiedy zobaczyłam jak moja koleżanka przygotowuje się do napisania posta. Ja rozumiem, że zdjęcie do posta jest bardzo ważne, to wszystko musi jakoś ze sobą współgrać, jednak nie należy zapominać o świecie który nas otacza.
Jest taka sytuacja.
Koleżanka robi sesje z dzieckiem. Dziecko marudzi, przebierane jest kilka razy, stylizacje ciągle są poprawione. Dziecko małe, zaczyna marudzić. Mama zaczyna się denerwować, uspokaja dziecko, "przekupuje" je tylko po to, aby się uśmiechnęło. Stałam z boku i z przerażeniem stwierdziłam, że mama tego dziecka nie widziała swojego dziecka. Dziecko zostało zepchnięte na dalszy plan, najważniejsze były stylizacje. Zadałam sobie wtedy pytanie: "czy ja też tak będę robić?"

To oczywiście tylko mały skrajny zapewne przypadek. Ta sytuacja miała miejsce X miesięcy temu, tego bloga już nie ma, lecz wspomnienie wróciło, kiedy przeczytałam ten post: kobieca strona mamy - bo czasem trzeba zwolnic. Odpuszczam blogowanie. Pozwolę sobie przytoczyć jedno stwierdzenie od Izy:


"I możesz powiedzieć, że początki są trudne, że sukces potrzebuje poświęceń. Tylko pytanie jakim kosztem? Kosztem swoich pasji? Kosztem zdrowia? Kosztem rodziny? Kosztem siebie?"


Za to autorka powinna dostać nagrodę! lepiej ubrać w słowa bym nie potrafiła. Bo czy blogowanie jest warte poświęcenia tego, co w naszym życiu powinno być najważniejsze? 
Już wcześniej napisałam, że podziwiam inne mamy, które publikują posty co dwa dni, a wpisy na swoim fanpage'u ukazują codziennie, bo nawet post na fb wymaga pracy i to nie małej, a przy małym dziecku jest to nie lada wyzwanie. A jak to się mówi: Małe dziecko, mały problem. Duże dziecko, duży problem. 
Muszę przyznać jedno, że wcześniej myślałam, że:


Jestem wyrzutkiem

Bo przecież nie publikuje codziennie, nie czytam blogów codziennie, nie pokazuje innym, że jestem ich stałą czytelniczką. Ale wiecie czemu? bo korzystam z każdej okazji, aby sprawić uśmiech na twarzy mojego dziecka, bo w chwili wolnego chce iść do wanny pełnej piany, bo chce się przytulić do męża i obejrzeć film wieczorem, a w weekend wyjść na chwile z domu. Ale jak znajdę czas to pojawiam się tu i tam, a nawet coś napiszę.

I ktoś mógłby powiedzieć: chcesz zaistnieć w sieci? mieć stałych czytelników? chcesz mieć z tego profity? nagrody? musisz pisać i publikować zdjęcia jak najczęściej, jak najwięcej. Ale wiecie co? Ja nie po to zaczęłam zaczęłam blogowanie. Nie chce uczestniczyć w wyścigu szczurów. Nawet jeśli miałabym zdobyć popularność. Bo nie liczą się profity. Jedyną nagrodę jaką chce, to szczęście mojej rodziny.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Moje dziecko zaczęło ze mną współpracować!



czyli Drugi miesiąc młodej mamy!

Niedawno pisałam o moim pierwszym miesiącu. Ponownie przeczytałam wspomniany post i aż się uśmiechnęłam :)
Dla zapominalskich przypominam: Pierwszy miesiąc młodej mamy
Dziś stuknął nam miesiąc nr 2 i mam wrażenie, że minęło miesięcy przynajmniej kilka!
Tak, wiem że dzieci szybko rosną, sama też o tym nie raz komuś mówiłam, jednak patrząc na swoje dziecię, to te "szybko rosną" nabiera zupełnie innego znaczenia. Minęły dwa miesiące, a ja myślałam, że moje dziecko nie rośnie. Dopiero zabierając się za ten post i wspominając nasz "1 miesiąc" wiem, że z tym rośnięciem mojego dziecko to tak nie do końca jest. Dziecko jednak rośnie i to bardzo szybko, tylko codzienna rutyna sprawia, że nie do końca zwracamy na to uwagę.



Moje dziecko zaczęło ze mną współpracować

Banalne, co nie? Jednak jeden miesiąc starczył, abym zauważyła jak bardzo Zuziek się zmieniła. Ową współpracę określam, jako nić porozumienia z jej strony. Z mojej strony do tej pory to były kilogramy nici. Zuziek dopiero przekazała mi jedną. Jedną, ale jakże ważną. Jedną, którą z niecierpliwością oczekiwałam.
Drugi miesiąc kończę z ...
- uśmiechem Zuziaka
Uśmiech, to jest coś z czym niedawno zaczęła się dzielić. Mam nadzieję, że jest to spowodowane naszymi wspólnymi zabawami, które dla nas organizuje. Czasem uśmiech Zuziaka pojawia się od razu, a czasem muszę z nią trochę powalczyć. Zabawy są różne, od tych co znalazłam w internecie, aż po własne, spontaniczne pomysły. W końcu to mama powinna wiedzieć jak rozweselić swoje dziecko, co nie?
- rozmową z Zuziakiem
tak, tak, my z Zuziakiem rozmawiamy. To znaczy, gaworzymy wspólnie, to taka nasza zabawa oraz małe ćwiczenia. A wygląda to tak:
Zuziek gaworzy zazwyczaj jak kręci się nad nią karuzela. Zawsze staram się być w pobliżu i na dźwięk gaworzenia szybko podbiegam. Gdy moja córka wydaje swoje pierwsze dźwięki, staram się nawiązać z nią kontakt wzrokowy i naśladuje jej "zaczepki". Oczywiście moje gaworzenie nie jest takie perfekcyjne jak Zuziaka, ale mama się stara. Oprócz gaworzenia, staram się także mówić do niej wyraźnie, wolno tak, aby miała czas zareagować, a dzięki temu udaje jej się mnie czasem "naśladować". 
- uregulowanym snem Zuziaka
ta zmiana nawet nie wiem kiedy się pojawiła. Pamiętam, że uśpienie Zuziaka o ludzkiej porze czasem graniczyło z cudem, a były to różne godziny. Raz to była godzina 23, a innym razem nawet 3! Dziś wybija godzina 23 i Zuziek grzecznie śpi w łóżku.
- regularne nocne karmienie
ta rzecz była dla mnie najgorsza. Wcześniej potrafiła się budzić w nocy co pół godziny lub godzinę, pory bardzo nieregularne. Teraz karmienie odbywa się co 3 godziny z zegarkiem w ręku. Czyżby moja córka została zegarmistrzem?

Cztery rzeczy, które w tak krótkim czasie się zmieniły. Dla doświadczonych mam są to rzeczy oczywiste, jednak dla mnie zupełna nowość! Cieszy mnie to, cieszy mnie wszystko co się zmienia w Zuziaku!

czwartek, 12 stycznia 2017

Liebster Blog Award - nominacja dla New Life Easier baby


Dziś przychodzę z czymś nowym. Jak wiadomo jestem świeżynką blogową, stąd wiele rzeczy jest dla mnie nowych. Tą nowością jest nominacja do Liebster Blog Award od Mama DwójkiNie ukrywam, że jestem z tego powodu zadowolona, a z drugiej strony  miło zaskoczona. Za to właśnie uwielbiam blogowanie - codziennie odkrywam coś nowego!
Zastanawiałam się, co to właściwie jest Liebster Blog Award? Otóż jest to w pewnym sensie łańcuszek między blogerami, których się nominuje. Według mnie fajna zabawa, z fajnymi pytaniami, dzięki którym można pokazać cząstkę siebie właśnie Wam.

Ale starczy tego, zabieramy się do pracy. Pytania Mama Dwójki:

1. Zostałaś mamą z wyboru, planowanego wyboru czy wyniku wpadki?
Pojawienie się mojego Zuziaka zostało zaplanowane, chociaż nie było to aż takie długie planowanie. W pewien styczniowy dzień zapytałam swojego męża "a może dzidziuś?". Mąż był zaskoczony moim zapytaniem, lecz nie powiedział NIE. Był na to przygotowany, lecz mam wrażenie że nie tak szybko. W końcu byliśmy dopiero 6 miesięcy po ślubie! Jednak ja to jestem w gorącej wodzie kąpana, pomyślałam o dziecku "Czemu nie?", poszłam do męża i zaczęliśmy działać. W styczniu się nie udało, ale w lutym już miałam te dwie kreski na teście ciążowym. Do dziś ten test mam i sądzę, że będzie mi to służyło za wieloletnią pamiątkę.

2. Twój mąż, partner, facet to spełniona, wymarzona miłość? ( szczerze baby)
Tak, szczerze mogę napisać że TAK. Oprócz wymarzonej miłości, jest także moim szczerym przyjacielem.

3. Co daje Ci blogowanie?
Blogowanie daje mi dużo. Zaczęłam interesować się blogowaniem już jakieś 3 lata temu, kiedy moja koleżanka z dzieciństwa założyła bloga i zaczęła go promować na facebooku. Tego dnia zaczęłam poznawać tajemnice blogowania. Od tamtego czasu poznałam wiele blogów, których byłam i dalej jestem wierną czytelniczką. Potem moja koleżanka zapytała się mnie:
- a czemu ty nie zaczniesz pisać?
- ale o czym? - odpowiedziałam.
- o życiu, o miłości, o dzieciach! - zasugerowała.
- ale ja polonistką nie jestem - stwierdziłam.
- nie musisz! pisz od serca o tym co myślisz! - zakończyła.
I tak to się zaczęło. Blogowanie rozpoczęłam na dobre. A co mi daje blogowanie? oderwanie od rzeczywistości, a także szersze horyzonty blogowe i poznanie wielu fajnych osób. Jeśli mam czas biorę laptopa, zamykam się w drugim pokoju i piszę. Tak było za czasów nie-macierzyństwa. Dziś poje pisanie wygląda tak, że Zuziek leży na rogalu do karmienia i śpi, a ja trzymam laptopa na kolanach i pisze. To wszystko powoduje uśmiech na twarzy, bo wygląda bardzo śmiesznie! I tak bym to podsumowała: blogowanie daje mi radość!

4. Co daje Ci macierzyństwo? Czym dla Ciebie ono jest?
Macierzyństwo jest dla mnie nowością, z którą niedawno się zderzyłam. Nie będę ukrywać i pisać to co wszystkie mamy, że macierzyństwo jest dla mnie cudownym stanem, że karmienie piersią jest czymś nieziemskim. Napisze prawdę, że macierzyństwo jest dla mnie czymś trudnym. Nigdy nie lubiłam jak coś mnie ogranicza, a macierzyństwo takie jest. Dodatkowo macierzyństwo wiąże się też z tym, że jestem uziemiona w domu, a tego nigdy nie lubiłam. Zawsze byłam aktywna, lubiłam pracować, spotykać się ze znajomymi, czy po prostu wyjść spontanicznie na miasto i spacerować po warszawskich łazienkach. 
Oczywiście liczę się z tym, że może na mnie spaść pewien "lincz" mam, bo przecież macierzyństwo to coś cudownego! Ja tego nie czuje do końca, może niedługo mi się zmieni. Jednak nie chce tutaj wyjść na bez uczuciową matkę. Kocham swoje dziecko, kocham tą drobną istotkę, która nie daje mi spać, która płacze i marudzi, a także kocham ją za ten uśmiech którym mnie czasem obdarzy - wtedy serce rozpada mi się na kawałki.

5. Czy twoje wykształcenie ma wpływ na tematykę bloga i jego popularność?
Moje wykształcenie nie ma nic związanego z blogowaniem. Wręcz przeciwnie! moje wykształcenie jest techniczne i na tym skupiałam swoją cała edukację. Niestety czasem styl pisania może mnie zdradzić, że nigdy nie było mi po drodze z humanistyką, więc liczę na to, że moi czytelnicy wybaczą mi moją pisownię! Co do popularności bloga, to nie jest on aż tak popularny jak inne które czytam, ale sądzę że systematycznie będę zdobywać większą popularność. Mam nadzieję, że mi się uda!

6. W czym czujesz się dobra? Szycie, gotowanie itp.
Ach! te pytanie jest najdłuższe nad którym się zastanawiałam :) Może to dziwne, ale jest ono najtrudniejsze ze wszystkich! Szyć zbytnio nie umiem, jak coś się spruje to załatam, ale to rewelacji nie ma. Gotować też zbytnio nie potrafię, a to dziwne, bo moja mam zawodowo zajmuje się kuchnią. Ciężko mi określić w czym czuje się dobra. Z pomocą miał mi przyjść mój mąż, któremu zadałam te pytanie. Co odpowiedział?
- kochanie, w czym jestem dobra według ciebie? - zapytałam. Spojrzał na mnie i po 2 sekundach odpowiedział:
- w denerwowaniu mnie - odpowiedział.
I może to jest właśnie to? bo faktycznie jestem w tym dobra, potrafię robić to w każdej sytuacji i o każdej porze.
Po głębszym zastanowieniu stwierdzam także, że jestem dobra w organizacji swojej szafy. Bardzo szybko mogę stwierdzić, że czegoś mi w niej brakuje.

7. Kim chciałaś zostać gdy byłaś małą dziewczynką? Udało się to zrealizować?
Tym kim chciałam być jak byłam mała dziewczynką ma wiele odsłon. Moja pamięć sięga czasów, kiedy oglądałam Sailor Moon, czyli niezdarną lecz waleczną o wielkim sercu czarodziejką z księżyca, a moją ulubioną postacią była Makoto Kino. Czemu ona? wcześniej tego nie rozumiałam, lecz po jakimś czasie zauważyłam wspólne cechy z tą postacią. Makoto jest silną i niezależną osobowością, jej najbardziej podkreślaną cechą fizyczną jest jej niezwykła wysokość. Jako wielbicielka sztuk walki jest bardzo silna fizycznie. Jest swego rodzaju z charakteru chłopczycą. I ja byłam, dalej jestem, właśnie taką osobą. Upodobania dalej mi takie pozostały, ponieważ moimi ulubionymi postaciami są superbohaterowie (patrz odp. 10). Więc odpowiadając na pytanie, czy udało mi się to zrealizować, śmiało mogę odpowiedzieć, że w pewnym sensie tak.

8. Co w twoim życiu jest na pierwszym miejscu?
Moje pierwsze miejsce jest niezmienne od zawsze. Tutaj wystarczy jedno słowo: Rodzina. 

9. Kraj, który chciałabyś odwiedzić?
Od zawsze fascynowała mnie Azja Południowa, a najbardziej Indie. 

10. Film, który uwielbiasz i możesz oglądać bez końca?
Moja pierwsza myśl - Zielona mila z ulubionym aktorem Tomem Hanksem!

11. Twoje skryte marzenie?
Moje skryte marzenie jest ... nudne. Marze o własnym M, o własnym nowym samochodzie i własnym spokoju ducha, abym nie miała żadnych problemów. Takie jest moje skryte marzenie.

A teraz pozwolę sobie na swoje nominację blogerek, które od pewnego czasu śledzę. Mam nadzieję, że zagrają ze mną w tą zabawę :)

Pytania:
1. Twoje najwspanialsze wspomnienie z dzieciństwa?
2. Mam słabość do ... ?
3. Jaką książkę możesz polecić na zimowy wieczór?
4. Kto jest Twoim największym autorytetem?
5. Co skłoniło cię do założenia bloga?
6. Gdyby cofnąć czas, co zmieniłabyś w swoim blogowaniu?
7. Twoje skryte marzenie?
8. Twoje hobby?
9. Wymień trzy wartości, którymi kierujesz się w życiu.
10. Wygrywasz milion w totka i co z nimi robisz?
11. Twoje tegoroczne postanowienie noworoczne to ... ?

A blogi, które nominuje to:
Matczyne Fanaberie
Mama w UK
nie idealna anna
odNova
kobieta niezgodna
bizimummy

Wszystkich odwiedzających zapraszam do zabawy! :)