Czytacie
artykuły? Bo ja tak, ostatnio nawet częściej niż wcześniej. Moim tematem nr jeden jest oczywiście ciąża i dziecko. I czytam wszystko: wyprawki, łóżeczka,
kołyski, szkoły rodzenia - tematów jest mnóstwo, jednak większość pisana jest
na jedno „kopyto”. Tematy są powielane, różni się tylko strona artykułu, kolorystyka
i zamieszczone zdjęcie, lecz czasem znajdą się artykuły, które są warte uwagi,
ponieważ napisane są po raz pierwszy. A na pewno po raz pierwszy ja je napotkałam.
Historia Gosi i Adama. Było poznanie, był ślub, było szczęście. Zmienili mieszkanie i planowali trójkę dzieci.
A teraz, jak
miało być, a jak wyszło.
ZAPRASZAM DO CZYTANIA!
Bardzo
chcieliśmy dzieci. Oboje zarabialiśmy całkiem nieźle - choć nie było kokosów
jakoś sobie radziliśmy. Zmieniliśmy mieszkanie, byliśmy po ślubie. Kiedy
zaszłam w ciążę byliśmy przeszczęśliwi. Nadal jesteśmy – żeby była jasność. Ale
teraz jest nieco inaczej, niż było przed Jaśkiem.
Jak było przed Jaśkiem? Łatwo, wygodnie, spokojnie. Mieliśmy swoje zajęcia,
zainteresowania, czas tylko dla siebie. Ale brakowało nam czegoś. Wiedzieliśmy,
że na jakimś etapie poczujemy naprawdę mocno, że będziemy chcieli zostać
rodzicami. Widzieliśmy po naszych znajomych, że dziecko nie jest przeszkodą
niczym. Organizacja czasu czy pakowanie na wakacje stają się wyzwaniem, ale
życie się zmienia na lepsze.
I rzeczywiście przyszedł tan dzień. Dwie kreski na teście ciążowym. Wielka
radość, wybór imienia, kompletowanie wyprawki, plany na wakacje.
Kiedy Jasiek pojawił się na świecie było trudno. Pewnie jak każdym młodym
rodzicom. Nieprzespane noce, kolki, piszecie o tym wszystkim, zresztą młodzi
rodzice wiedzą o czym mówię. Ale było fajnie. Byliśmy w tym razem. Cieszyliśmy
się każdym dniem.
Ledwo mały skończył trzy miesiące zaczęły się pytania. Kiedy drugie? Czy już
myśleliśmy o tym, bo przecież najlepiej jakby była mała różnica wieku. No i w
ogóle rewelacja, gdyby teraz była dziewczynka. W końcu nie ma to jak parka.
Traktowaliśmy to z dystansem. Jasiek był wymagającym niemowlakiem. Mało spał,
długo męczyły go kolki. Przez jakiś czas miał kiepskie wyniki i musieliśmy
jeździć na dodatkowe badania. Byliśmy zmęczeni. A te pytania nie pomagały.
Ciągle pojawiają się nowe problemy. Nie tylko przy
dziecku. Jak jeden znika, to na tapecie najczęściej jest już następny. Kiedy
Janek nieco się uspokoił ja podupadłam na zdrowiu. Ale to ani jednym ani drugim
rodzicom nie dało do myślenia. Dalej swoje – że parka, że już czas. Zaczęli im
wtórować przyjaciele. W końcu powiedzieliśmy głośno, że wrócimy do tematu za trzy lata. Źle, bo po
co czekać, że lepiej za jednym zamachem. Kiedy już nie wytrzymałam i wybuchłam
nastąpiła zmiana frontu. Że może rzeczywiście lepiej, że Janek będzie mógł się
opiekować siostrzyczką. Temat (odgrzewany czasami z tej drugiej strony)
przycichł. Ale trzy lata zleciały nie wiadomo kiedy. I powrócił. Jakby tylko
odliczali. I od nowa to samo, że już czas, że najlepiej jakby była dziewczynka.
Nie chodzi mi o to, że pytają. Tylko po pierwsze – jak to robią. Roszczeniowo,
nachalnie, właściwie nie oczekując odpowiedzi. Bo przecież to co mówią jest
słuszne, prawda? Tak. Ja właściwie nie mam prawa mieć zdania. Moją rolą jest
potakiwanie. A co po drugie? To, że nie trafiają do nich żadne argumenty. Że
nawet nie próbują słuchać – już nie mówię o tym, żeby zrozumieli odpowiedź. Bo
gdy na pytanie „kiedy drugie?” odpowiadamy „nigdy!”, nikogo nie interesuje
dlaczego. Postanowiliśmy, że nasz syn będzie jedynakiem. Nie będzie miał ani
brata, ani siostry. Że już zawsze będziemy we troje. Po tym zdaniu już nikt nas
nie chce słuchać. Jesteśmy najgorsi. Krzywdzimy Jaśka. Musimy słuchać ich
argumentów, bo nasze są błahe.
A nie zdecydujemy się na kolejne dziecko, mimo, że kiedyś marzyliśmy o trójce.
Nie stać nas. Chcemy, aby Janek mógł uczestniczyć w dodatkowych zajęciach
sportowych, by chodził na angielski i byśmy pokazali mu kawałek świata. A to
kosztuje. Nie mamy warunków – to nasze większe mieszkanie, o którym mówiłam na
początku, to dwa pokoje wydzielone z 39cio metrowej kawalerki. Dla naszej
trójki są ok, ale powiększanie rodziny w takich warunkach nie wchodzi w grę. Nie mamy siły. Jankiem zajmowaliśmy się na
zmianę. Od rana ja pracowałam, po południu do firmy jechał Adam. Nie mieliśmy
czasu dla siebie wzajemnie. Ani dla siebie samych. Miałam ciężki poród i trudne
początki macierzyństwa. Teraz też nie jest łatwo. A kolejne dziecko nie
rozwiąże problemu. Chcemy mieć czas, by żyć. By cieszyć się każdą chwilą, by
mieć frajdę z bycia rodzicami. Teraz możemy to robić swobodnie. Korzystać z
tego co mamy, nie martwić się czy starczy nam do pierwszego. I nie przekonuje
mnie argument, że kiedyś mieszkało się w kawalerkach w sześć osób. Albo że
jechało się maluchem do Bułgarii żeby zarobić i to też było fajne. Nie obchodzi
mnie to. Chcę żyć swobodnie!
Gdyby każda z tych uprzejmych osób zamiast pytać kiedy powiększymy rodzinę
zapytała co słychać u Jaśka… Gdyby czas poświęcony na pytania spędziła z
Jankiem… Łatwo jest stać obok i podejmować decyzje za kogoś. Biernie.
Powierzchownie. Łatwo jest mówić. Najłatwiej oceniać.
Drodzy rodzice i przyjaciele – proszę
przestańcie pytać. Albo zapytajcie choć raz „dlaczego”. I zrozumcie – nie
chcemy mieć więcej dzieci. Nie zmienimy zdania. Skupcie się na tym co ważne, co
dzieje się tu i teraz i nie zadawajcie nam już więcej pytań. Bo mam wrażenie,
że przez myślenie o tym co powinno lub mogłoby się wydarzyć umyka wam to, co w
życiu najważniejsze.
Artykuł
pochodzi ze strony http://mamadu.pl/