czwartek, 8 września 2016

Syndrom wicia gniazda - Ty też tak miałaś?


Zaczęło się niewinnie. Wymiana okien - darmowa, bo właścicielki mieszkania. Potem poszło już z górki. Wymiana starej, mniejszej komody na nową, wyższą i bardziej pojemną, idealną na ubranka dla małej. Niestety - w małej kawalerce nie mam za dużo miejsc, dlatego każda półka, szuflada jest dla mnie na wagę złota!
Komoda została złożona, lecz przy niej bardzo kiepsko wyglądało biurko. Co było potem? Skorzystanie z promocji jakim było nowe biurko z tej samej serii co komoda. Bach! kolejny wydatek.
Moja ogromna szafa, zajmująca de facto połowę pokoju, przechowuje 3/4 naszej wspólnej z mężem garderoby. Jednakże w sytuacji kiedy pojawiły się dziecięce ubranka, a przestrzeń między półkami jest ogromny, przyszedł pomysł na ... pudełka! I takim o to przypadkiem w mojej szafie pojawiły się pudełka z napisem "Queen". Czysty przypadek, czyż nie?
Z racji tego, że jestem na "wynajętym" swoje zmiany mieszkaniowe wprowadzam dekoracyjnie zewnętrznie.
Podążając tym tokiem myślenia, kolejnym etapem zmian objęłam: nową lampkę nocną (jak to określiła moja przyjaciółka - nowoczesna), nowe doniczki, nowe ramki do zdjęć, oczywiście pasujące do nowej komody, nowa pościel, nowy kosz na pranie, nowy chodniczek w łazience, nowa zasłona prysznicowa i wiele innych, nowych "małych rzeczy". 
Na tym nie koniec. Dziś ze swoim mężem odbyłam rozmowę o naszym przyszłym własnym M! Jak wiadomo, żeby dostać kredyt w Polsce, trzeba mieć swoje pieniądze i to nie mało! bo 20% wkładu własnego (tyle będzie obowiązywać od 2017 roku), jednak uzbieranie tylu pieniędzy nie jest takie łatwe. Na szczęście mój mąż potrafi mnie temperować, ponieważ ja wzięłabym kredyt na wkład własny, a później kredyt na mieszkanie, co skutkuje spłacaniem dwóch kredytów. To był dzisiejszy mój pomysł. Moją deską ratunkową, jak zwykle, okazał się mój kochany mąż - wysłucha, przytuli i porozmawia, a ja potem pale się ze wstydu po tych moich pomysłach.
I tak o to, podczas naszej rozmowy, mój mąż stwierdził że mam tzw. syndrom wicia gniazda. Na te pojęcie nie wpadł sam, usłyszał to na naszych zajęciach szkoły rodzenia - jak widać słucha, a sprawiał wrażenie że raczej tymi zajęciami się nie interesuje. W jakim ja byłam błędzie!
Nie lubię tego robić, jednak mój mąż ma racje! na szczęście nie czyta to co pisze, więc kwestia "kochanie miałeś rację" z moich ust nie padnie. ufff :)
Włączam internet, wyszukiwarka wujka google znajduje interesujące mnie zagadnienie i stwierdzam, że objawy wicia gniazdka zgadzają się z moim "przypadkiem". Na deser wicia gniazdka dodam, że od tygodnia non stop piorę i prasuje! Ubranka dla małej dostałam od rodziny i asortyment jaki posiadam jest SPORY! (plusy posiadania dwóch sióstr mojego męża!). Dzięki bogu na wsi dawniej były rodziny wielodzietne, z czego z czystym sumieniem dziś wykorzystuje :)
Jednak to nie wszystko. Czas mnie goni, mam TYLKO dwa miesiące a ja jestem tylko z ubrankami, które mam wrażenie nie starczą mi na długo.

Czy zwariowałam? oczywiście! zwariowałam na punkcie dziecka. Każda przyszła mam w pewnym momencie przeżywa "swój" syndrom wicia gniazdka. Jedna ma pewnego "bzika", inna jest spokojniejsza, a jeszcze inna nie ma żadnych "objawów". Ja osobiście przeżywam go bardzo intensywnie. Jestem na zwolnieniu ale ciągle coś robię, nigdy na naszym gniazdku nie było tak czysto jak teraz. Mój mąż przychodzi z pracy, pyta się co robię, a ja jestem w stanie powiedzieć mu całą listę rzeczy które zrobiłam, tym bardziej że dalej mam wrażenie że robię za mało i za wolno. Jednak przypominam sobie to co mówi mój mąż: 
Nie ważne czy wyprasujesz wszystkie ubranka i tak będziesz najlepszą mamą na świecie!

I kończąc ten krótki pościk, pozdrawiam wszystkie przyszłe mamy, które rozumieją o czym pisze :)

A teraz gonie męża i zabieramy się za malowanie!


2 komentarze:

  1. Syndrom wicia gniazda? Aleeeeż skądże ;) my tylko cztery razy malowaliśmy kuchnię w trakcjmie mojej ciąży, z czego ostatni raz malowałam sama dzień przed pójściem do szpitala :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały czas przed Tobą :) Aż łezka mi się kręci w oku, gdy wspominam swoje przygotowania na przyjście na świat moich maluchów. Za pierwszym razem zdążyłam, za drugim nie (w 32 tygodniu ciąży byliśmy już w szpitalu). Pozdrawiam i życzę cudownych doznań z dzieckiem już po drugiej stronie brzuszka :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli spodobał Ci się ten wpis zapraszam na stronę bloga na Facebooku i zachęcam do polubienia Fanpage'u. W ten sposób na bieżąco będziesz dostawać informacje o kolejnych ciekawych postach! Znajdziesz mnie również na Instagramie.