piątek, 27 stycznia 2017

Dla Mojego Męża!


Dziś przyszedł taki moment, że w końcu w spokoju mogłam się wyspać. Ale to nie dlatego, że moja córka daje mi tyle spać. O nie, nie, nie. Żeby mama mogła się wyspać, musi być ... chora. Ja też byłam tym zaskoczona. Mama chora, to tata musiał zostać w domu. Więc mama siedzi i myśli.

Myśli i się śmieje, śmieje ze szczęścia, bo w życiu nie sądziłam, że będę w tym miejscu gdzie jestem i będę mieć to co mam. Pisząc ten post siedzę na łóżku i patrzę na niego. Skupiony przed komputerem pracuje. Pracuje tyle, że aż czasem mam mu ochotę powiedzieć DOŚĆ, JUŻ STARCZY! Jednak wiem, że mnie nie posłucha. Prawdziwy żywiciel rodziny ma cel, a jest nim zapewnienie nam szczęścia, mi i Zuziakowi. 


Czasem wracam pamięcią do tego co było w przeszłości. Wzloty i upadki, jakie każdy miał w życiu. Czy to miało jakiś sens? swoje przeznaczenie? Oczywiście, ponieważ w końcu spotkałam jego.


Nie będę tutaj pisać, że doświadczenie małżeńskie posiadam - bo nie posiadam. Żoną jestem dopiero rok, a swojego męża znam także krótko - tylko cztery lata.
Mało? oczywiście!
Jednak ja podchodzę do tego trochę z innej strony.
Ale na samym początku muszę napisać, że ...
Mam za sobą związek 8 letni, potem pojawił się związek 2 letni. W między czasie jeszcze ktoś tam się przewijał, jednak w tym przypadku większych doświadczeń życiowych nie wyniosłam. 


Kiedyś moja koleżanka skomentowała moją sytuację w taki sposób:
Co ty wiesz o facetach 
mając ich tak mało?

Cóż - odpowiedzieć mogę tylko jedno: nie liczy się ilość, a jakość. Moim skromnym zdaniem, faceta poznamy wtedy, kiedy staż z nim osiągnie minimum rok, czyli wtedy, kiedy okres pięknych randek mija i pojawia się ta codzienność, kiedy staranie się o kobietę nieznacznie maleje. Dlatego sądzę, że coś tam o facetach wiem :)

"Skąd wiem, że to TEN?"
Odpowiadam szybko:
Ja po prostu wiem, że to TEN
To wie każda kobieta
To się czuje

W moim życiu planowałam dwa wesela. Jedno na szczęście nie doszło do skutku, drugie było moim najważniejszym wydarzeniem w życiu. Przypomina mi się tutaj film "Uciekająca Panna Młoda" - ja właśnie jestem taką Julią. Co prawda mój ślub nie skończył się na polanie, jak tytułowych bohaterów, a w skromnym rodzimym kościele, jednak nie liczy się miejsce, a właściwy Pan młody.

W tym miejscu nie napiszę żadnego małżeńskiego poradnika, sama takich nie czytam, ponieważ naszym najlepszym poradnikiem małżeńskim jest nasze własnie życie. Jednak podzielę się moim własnym, krótkim doświadczeniem, dzięki któremu czuje się dziś tak, jak przed ołtarzem (do którego udało mi się dotrzeć).



Mój mąż jest moim przyjacielem


Jak dla mnie to jest podstawa każdego związku. Pewnie ktoś się może zastanowić czemu nie "miłość" czy "zakochanie". Ktoś kiedyś mi powiedział, że zakochanie z czasem mija, miłość pozostanie, lecz miłość bez przyjaźni nie jest możliwa. Jakże prawdziwe jest to stwierdzenie! Nie wyobrażam sobie, abym wyszła za mąż za mężczyznę, który nie jest moim przyjacielem. Zakochanie w swoim życiu przechodziłam, lecz dopiero Mój mąż okazał się moją miłością, która zaczęła się od prawdziwej przyjaźni.

Wczoraj odwiedziła mnie koleżanka, z którą nie widziałam się ze dwa lata. Przyjechała do Warszawy i znalazła chwilkę czasu aby mnie odwiedzić. Jej życie się zmieniło. Zmieniła pracę, miejsce zamieszkania, a także zmieniła partnera, a raczej się go pozbyła. Powiedziała mi wtedy coś co ja osobiście wiedziałam już wcześniej. Otóż stwierdziła, że ona ze swoim partnerem nie rozmawiała. Mi wystarczyło jedno wcześniejsze spotkanie z nią i jej ówczesnym partnerem aby wiedzieć, że to nie jest to.
Jak było u niej? Otóż po pracy wracała i chciała porozmawiać ze swoim partnerem o tym co się wydarzyło w ciągu całego dnia. Jednak jej partnera nie obchodziły "plotki". On wolał wrócić do domu i usiąść przed telewizorem, odpoczywał. A co z moją koleżanką? Żyła swoim zupełnie innym życiem, żywszym życiem, lecz jej żywsze życie z czasem jakby gasło. Na szczęście w porę się opamiętała. Teraz na spotkaniu tylko się z tego śmiała, że miała klapki na oczach na to co ją otacza, że nie widziała jak to naprawdę jest. Doskonale ją rozumiałam, bo sama kiedyś te klapki na oczach miałam i wiem, że ciężko jest przetłumaczyć kobiecie, że to jaki ma teraz związek, to nie jest ten związek. Jeśli rozejrzymy się wokół to zauważymy, że nie jeden jeszcze taki związek znajdziemy, lecz nie należy się do takiego związku wtrącać, nawet jeśli chcemy dla kogoś dobrze. Takie własne "trzy grosze" zazwyczaj źle się kończy. Lepiej jest zostawić czyjeś życie w spokoju, aby sam zobaczył swoje, już wcześniej wspomniane, klapki na oczach.


Mój mąż ma dodatkowo tą cechę, której nie spotkałam w innych, wcześniejszych związkach. Coś takiego małego, lecz bardzo istotnego. Przytulanie, czyli czas, kiedy czuje się najbezpieczniejsza, kiedy wtulę się w męskie ramiona i poczuje ciepło, które zawsze mnie rozgrzewa. Bo która z nas kobiet nie lubi tego uczucia? wtedy mamy odczucie jakbyśmy odcięły się od świata, chroniły, gdzie nic nas nie dosięgnie, a problemy same się rozwiązują.

Ten post napisałam z myślą o moim mężu, który poświęca naprawdę dużo dla swojej rodziny. Oczywiście nie zawsze jest idealnie, czasem są sprzeczki, czasem małe dąsy. Jednak który związek tego nie ma? Ja wiem i ty to wiesz, że takie momenty jeszcze bardziej umacniają związek. Najważniejsze aby ze sobą rozmawiać.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli spodobał Ci się ten wpis zapraszam na stronę bloga na Facebooku i zachęcam do polubienia Fanpage'u. W ten sposób na bieżąco będziesz dostawać informacje o kolejnych ciekawych postach! Znajdziesz mnie również na Instagramie.