Pogoda za oknem nie nastraja
optymistycznie. Ostatnio mam takie wrażenie, że zbliżające się święta czuć
głównie w sklepach oraz reklamach telewizyjnych. Dziś jest 11 grudnia, dwa
tygodnie do świąt a za oknem co widzę? Piękne słońce, pogoda na plusie i brak
perspektyw na najbliższy śnieg. W moich wspomnieniach znajduje widok białej
zimy, gdzie lepiło się bałwany, jeździło na tzw. Kuligach. Pamiętam, że mama zawsze
na mnie krzyczała, gdy wracałam do domu, cała w śniegu, buty mokre, a na włosach
sople lodu. Teraz jej krzyki rozumiem i za nimi tęsknie, ponieważ od tego była
zima.
No właśnie …
Śniegu brak, a święta zbliżają
się wielkimi krokami. Przyznam szczerze że jeszcze wczoraj nie czułam chęci
magii świąt. Wczoraj nie, ale dziś? Tak.
W środę wieczorem przeszukiwałam
sieć w poszukiwaniu ciekawych prezentów. Oczywiście musiałam zajrzeć do działu książek, chociaż nie miałam w planach
takiego zakupu, jednak coś mnie do zmiany swojej decyzji zmusiło. Co takiego? Instynkt?
Ciekawość?
I w taki o to sposób ujrzałam bardzo
ciekawą okładkę. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że sama posiadam
takie skarpetki oraz kubek, a nawet dwa kubki w których pijam kawę po powrocie
do domu. Co jeszcze mnie urzekło? Dobór kolorów, ciepło bijące z kładki oraz …
pierniki, które de facto są na drugim planie okładki, jednakże odgrywają tutaj
jakże ważną rolę.
Okładka nie jest połączona ze
świętami, przynajmniej nie dla mnie. Nie znajdę na niej bombek, choinek czy
prezentów, jednak od całości odbija się magia świąt. Czy to sprawka pierników?
Możliwe.
Natalia Sońska – nie kojarzyłam
tej autorki – i słusznie. Książka „Garść pierników, szczypta miłości” jest jej
debiutem, nad czym ubolewam, ponieważ dalej pochłaniałabym jej pióro.
Oprócz okładki skusiło mnie jeszcze
jedno, opis:
Rozgrzej się herbatą z miodem... czujesz, jak pachną pomarańcze i goździki?
Hanna to nowoczesna kobieta, która poświęca wszystko budowaniu kariery. Zraniona przed laty, postanawia, że już nigdy więcej się nie zakocha. Miłość to dla niej staromodny przeżytek, a relacje z mężczyznami opiera na przelotnych romansach. Do czasu.
Wiktor to człowiek sukcesu, który szturmem wdziera się w życie Hanki. Kobieta wkrótce przekonuje się, że jest nie tylko przystojny i czarujący, ale także troskliwy i opiekuńczy. Kiedy Hanka ulega rodzinnej atmosferze przy wspólnym wypiekaniu pierników, coraz trudniej jej poprzestać na niezobowiązującej relacji. Jakby tego było mało, popada w konflikt ze swoją przełożoną, której mąż jest jej dawnym ukochanym. Czy przeszłość stanie na drodze do szczęścia?
"Garść pierników, szczypta miłości" to doskonały przepis na zimową opowieść o poszukiwaniu szczęścia. Spróbujesz?
Ja spróbowałam!
Książkę czytałam od rana i skończyłam
czytać o godzinie czwartej dziś w nocy. Miałam plany oczywiście skończyć rano i iść
spać, jednak gdy zamykałam oczy nie mogłam przestać myśleć o historii Hanki.
Jakże pokochałam jej postać.
Hanka jest bardzo realistyczna.
Wszystkie detale którymi obdarzyła książkę jej autorka sprawia, że mamy świadomość
bycia w życiu Hanki. Do tego dochodzi jej zwariowana przyjaciółka Kinga,
niezwykle pozytywna osoba, która poświęciłaby w imię przyjaźni zapewne
wszystko. Na deser dostajemy Wiktora, początkowo odbieranego jak gbura i
wyniosłego biznesmena, jednakże moje serce topiło się wraz z kolejnymi
kartkami, tak jak serce Hanki.
Chociaż przyznam szczerze, że
początkowo nie wiedziałam co myśleć, ponieważ był Marek, który także miał w
sobie to „coś”, a na deser dostałam Wiktora. Czasem moja
irytacja sprawiała, że miałam ochotę rzucić książką o ścianę i wyjść. Jednak nie
mogłam. Jeśli taki był cel autorki, to go w zupełności osiągnęła, jeśli nie …
to cóż – wzbudziła moje emocje, a to podczas czytania jest najważniejsze.
Czytając dalsze losy Hanki miałam
wrażenie że jesteśmy podobne. Jej styl, zachowanie, cięty język oraz
wybuchowość przypominały czasem moją osobę, co też przywoływało zabawne
wspomnienia.
Książkę pochłonęłam jednym tchem.
Całość jest lekka, z humorem, dowcipem, z momentami wzruszenia oraz łez, łez
szczęścia. Powieść jest idealną
propozycją dla czytelniczek, które szukają czegoś na „zimowe” wieczory, a
których zakończenie obowiązkowo kończyć się musi happy endem.
Ocena: 8/10
Ocena: 8/10
Źródło opisu: http://czwartastrona.pl/
Źródło okładek: http://czwartastrona.pl/
Bardzo fajny post :D
OdpowiedzUsuńMiło się go czyta
zpraszam do siebie zyyybra.blogspot.com
Dzięki :)
Usuńdo zobaczenia u Ciebie!
Książkę czytałam już w zeszłym roku, mam wrażenie, że została mocno przesłodzona i fabułę zapycha wiele nieistotnych zapychaczy, ale jest to debiut w miarę przyjemny. Chętnie sięgnę po inne książki autorki.
OdpowiedzUsuńCzuję się trochę skołowany, bo recenzja pisana raczej pod kogoś, kto książkę zna i w niektórych momentach będzie mógł porozumiewawczo "mrugnąć okiem". Trochę za mało rozrysowane tło powieści, brakuje mi również czegoś, co zachęciłoby mnie do sięgnięcia po książkę. Dlatego bardziej traktuję to jako "wrażenia z lektury" niż recenzję :) Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuń