„Love”
Ile było filmów o tzw. Love? Setki? Tysiące? Z pewnością!
Jednak takich filmów może być o wiele więcej, czemu? W historiach o miłości nie
chodzi o oryginalność fabuły – historia z „Love” nie jest wcale taka mało
oryginalna – jednak o sposób opowiedzenia tej fabuły, o bohaterów i łączącą ich chemię. Wszystko to sprawia, że stworzenie naprawdę dobrego filmu typu „Love”
jest niezwykle trudne. Na szczęście „Love, Rosie”
jest jednym z takich wyjątków.
Film „Love, Rosie” jest na podstawie książki „Na końcu tęczy”.
Mogłabym się tutaj pokusić o stwierdzenie, że przeniesienie światowego
bestsellera jest zadaniem znacznie ułatwionym. Jednak niekoniecznie. Każdy kto
czytał książkę „Na końcu tęczy” (później tytuł został zmieniony na „Love, Rosie”)
wie, że sposób przedstawienia historii jest zupełnie inny. Książka ma bowiem
bardzo niefilmową formę – składa się z listów, e-maili, sms-ów, a nawet urywków
informacji prasowych. I przyznam szczerze, że nie jest to mój ulubiony format czytania książki - nie przemawia do mnie, dlatego ciesze się, że twórcy filmu przenieśli na ekran nie formę ale ducha literackiej książki.
"Love, Rosie" to opowieść o tym, że serce nie sługa. Oglądając film, widz ma świadomość tego, że miłość nie pojawia się na zawołanie, lecz kiedy nadejdzie jej czas, dlatego większość filmu jest historią tego, jak ścieżki życiowe głównych bohaterów mijają się. Gdy jedno jest gotowe, drugie jest niedostępne.
Zaczynając swoją podróż z "Love, Rosie" byłam przekonana, że mam do czynienia z melodramatem, jednak tak bardzo się pomyliłam! Miłym zaskoczeniem było ujrzeć film najbardziej wzruszający jaki ostatnio miałam przyjemność oglądać. "Love, Rosie" nie jest smutną historią która na końcu kończy się happy endem, lecz pokazują cierpliwość jaką trzeba mieć aby osiągnąć w końcu upragnione szczęście. Jest to film o dorosłości, o problemach życiowych oraz o cierpliwości - głównych bohaterów jak i widzów, którzy tylko czekają na ten "pierwszy" pocałunek Rosie i Alexa. Nawet jeśli zajmuje im to kilka lat.
"Love, Rosie" to opowieść o tym, że serce nie sługa. Oglądając film, widz ma świadomość tego, że miłość nie pojawia się na zawołanie, lecz kiedy nadejdzie jej czas, dlatego większość filmu jest historią tego, jak ścieżki życiowe głównych bohaterów mijają się. Gdy jedno jest gotowe, drugie jest niedostępne.
Zaczynając swoją podróż z "Love, Rosie" byłam przekonana, że mam do czynienia z melodramatem, jednak tak bardzo się pomyliłam! Miłym zaskoczeniem było ujrzeć film najbardziej wzruszający jaki ostatnio miałam przyjemność oglądać. "Love, Rosie" nie jest smutną historią która na końcu kończy się happy endem, lecz pokazują cierpliwość jaką trzeba mieć aby osiągnąć w końcu upragnione szczęście. Jest to film o dorosłości, o problemach życiowych oraz o cierpliwości - głównych bohaterów jak i widzów, którzy tylko czekają na ten "pierwszy" pocałunek Rosie i Alexa. Nawet jeśli zajmuje im to kilka lat.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli spodobał Ci się ten wpis zapraszam na stronę bloga na Facebooku i zachęcam do polubienia Fanpage'u. W ten sposób na bieżąco będziesz dostawać informacje o kolejnych ciekawych postach! Znajdziesz mnie również na Instagramie.